Jesteśmy po rozmowie telefonicznej z Markiem – jest nieco więcej informacji na temat ataku szczytowego – powiemy tylko tyle – łatwo nie było…przeczytajcie relację z rozmowy:
12 lutego z powodu ponownego załamania pogody Zespół szczytowy ze złamanymi sercami wycofał się będąc zaledwie 50 m od szczytu.
Dosłownie walcząc o życie z powodu ciemności, deszczu, mgły alpiniści błąkali się 4 godziny w skalnym, uszczelinionym labiryncie górnego plateau decydując się finalnie na awaryjny koszmarny biwak bez namiotu, śpiworów, jedzenia, picia i bez suchej odzieży.
Kompletnie przemoczeni przy temperaturze blisko 0 nocowali pod ociekającą skałką. Rankiem 13-go powrócili do obozu na przełęczy. Do powrotu w dół został jeden dzień dlatego Marek podjął decyzję o rozpaczliwym ataku ostatniej szansy.
Z lekkim oporem ale przekonał pozostałych wspinaczy do podjęcia jeszcze jednej ostatniej próby… Zespół wyszedł po godzinie 15, mimo kiepskiej pogody, decydując się na biwak pod miniaturowym okapem skałki w tym samym miejscu ale już świadomie ze śpiworami.
Towarzyszyli im Michał i Iza lecz tylko Iza z tej dwójki dotarła do plateau. Wspinaczka była średnio trudna ale w kiepskich warunkach, droga zaporęczowana. Wieczorem i w nocy pogoda znów była beznadziejna. Rankiem wszyscy obudzili się przemoczeni.
O 11 zespół ruszył w górę pod ostatnią ścianę. Wspinaczka przez pierwsze dwie godziny odbywała się w strugach deszczu, zimnym wietrze, przy temp. 8-9 stopni po mokrej śliskiej stromej ścianie. Pierwsze dwa wyciągi były zaporęczowane, później trzeba było znów prowadzić. Ok 14.30 Marek odpadł od ściany i z ukruszonym blokiem skalnym zleciał ok 6-7 metrów w dół. Na szczęście odbyło się bez większych urazów.
Akcję kontynuowano a chwilę później nastąpiło lekkie przejaśnienie co ułatwiło wspinaczkę.
Zespół Alberto, Mario i Marek ok. 15.30 czasu wenezuelskiego dotarł na szczyt.
Zejście było bardzo trudne z uwagi na ponowne pogorszenie pogody i potworne zmęczenie po wielodniowej akcji. Wszyscy szczęśliwie dotarli w strugach deszczu do obozu na przełęczy – dwie godziny po zmroku zmęczeni, zziębnięci, przemoczeni ale szczęśliwi. Nazajutrz rozpoczęli powrót do bazy w Tęczowym Lesie skąd dziś wyruszają w dół do wsi Wuarapata.
Nadal pada i wszystko jest mokre i ubłocone.
Pozdrowienia dla Wszystkich !
Wielkie gratulacje ! Podziwiam i cieszę się ,że również Izabeli udało się podejść wyżej ,ucałowania dla niej i serdeczne pozdrowienia dla wszystkich uczestników wyprawy , a szczególnie dla p. Marka